Wędkowanie, to jedna z form mojej odskoczni od codzienności.
Mam, to szczęście, że mogę sobie na to pozwolić. Razem z Paziem zaczęliśmy łowić ok godz. 14, a skończyliśmy ok 17. Doskonale wiemy, że nie była to idealna pora na łowienie, głównie ze względu na temperaturę (w słońcu było z 27 C), ale bardziej ze względu na godzinę. Mimo, to nie poddaliśmy się.
Łowiliśmy głównie na kukurydzę i chlebek. Mijała godzina za godziną i nic....
Kiedy zaczęliśmy rozmawiać z rybkami, że są nie dobre bo się nie pokazują i nie chcą iść do pieca...
zaczęło nam się szczęścić. Pierwsza złowiona sztuka była MOJA! I wtedy się zaczęło...
Paziu się zasmucił... prosił, wzdychał i nic....
W końcu nastała taka godzina, gdzie serio pisząc nie mogliśmy się "opędzić od ryb".
Dosłownie wpadała jedna na drugą! Mieliśmy wspólnie wielki ubaw!
Dzięki Paziu za pomoc i towarzystwo!
Moja pierwsza zdobycz:)
Towarzyszył nam przez chwilę pies - BARON
Wiadro było już za małe :)
Pazieniek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz